
Kiedy jedenaście lat temu poznaliśmy z mężem pierwsze polskie rodziny edukujące domowo, od razu wiedzieliśmy, że tego chcemy dla naszych dzieci. Co więcej, pragnęliśmy żyć w ten, jakże inny od znanego nam dotąd, sposób. I tak się zaczęło… Byliśmy zdumieni, że to możliwe, i zachwyceni tym, co dane nam było przeżywać. Chcieliśmy coraz bardziej poznawać fascynującą homeschoolerską rzeczywistość. Czytaliśmy anglojęzyczne książki dotyczące edukacji domowej, spotykaliśmy różne rodziny, uczyliśmy się metodą prób i błędów. Nasza codzienność pulsowała świeżością. Wraz z dziećmi przeżywaliśmy radość odkrywania świata. Po latach twierdzę z całą pewnością, że edukacja domowa to wspaniała przygoda, choć niepozbawiona trudów. Ciągłe przebywanie ze sobą bywa niełatwe, wymaga przekraczania siebie, wybaczania, kompromisów… Trudne jest również przeżywanie porażek, uwalnianie się od oczekiwań i perfekcjonizmu. Ale do najtrudniejszych należą doświadczenia związane z opinią otoczenia. Homeschooling to przecież pójście pod prąd, pojmowane czasem jako ekstrawagancja prowadząca do krzywdy dziecka. Padają pytania, czy taki pomysł na edukację nie zaburzy rozwoju młodego człowieka. Czy dziecko się w domu nie nudzi? Czy poradzi sobie w życiu?