Jeszcze dla dzieci z mojego pokolenia kino nieme i czarno-białe było dość zwyczajną codziennością – w każdym razie to dostępne na ekranie telewizora. Ilekroć wspominam z rówieśnikami owe wczesne doznania sztuki filmowej, tylekroć utwierdzam się w przekonaniu, że nasza dziecięca wrażliwość kolorowała te surowe produkcje bardzo umiejętnie i ubierała je w pasjonujące dialogi. I takie piękne i barwne pozostały w naszych wspomnieniach do dziś. Wciąż lubię obejrzeć z dziećmi Przygody Bolka i Lolka (1972-1980), Bolka i Lolka na Dzikim Zachodzie (1971-1972) czy Bolka i Lolka na wakacjach (1965-1966). Z niezmienną radością zerkam na przygody Reksia czy czeskiego Krecika, nawet w towarzystwie nastolatków. Z uznaniem wsłuchuję się w muzykę towarzyszącą odcinkom Zaczarowanego ołówka – w niczym nie uwłacza ona mojemu dorosłemu wyczuciu estetyki. Bardzo dobrze zaś pamiętam pewien wręcz niesmak (który niestety pozostał do dziś), kiedy Bolek i Lolek nagle przemówili do siebie śmiesznymi, dziewczęcymi głosami. Odczułam to niczym zamach, bezpardonowy napad na mój prywatny świat wyobraźni. Wielka podróż Bolka i Lolka (1977) to zupełnie inna jakość. To obiekt na zawsze zewnętrzny, który może się podobać, ale nie jest już w stanie zrodzić takiej interakcji, jak czyniły to obraz i muzyka wolne od dialogów.
Żadne dzieło nie jest, moim zdaniem, tak bardzo otwarte, jak niemy film. Film niemy ożywa dopiero wtedy, gdy znajdzie się widz, który uruchomi wewnętrzny dialog.
Wszelka forma kina niemego jest kwintesencją magii kina w ogóle. I to trzeszczące, czarno-białe z lat 30., i animacje wczesnego i środkowego PRL -u, i wreszcie zupełnie współczesne artystyczne próby nawiązania do tej pięknej tradycji dużego ekranu. Wszystkie one wywołują dwieście procent koncentracji uwagi i zaangażowania, na baczność stawiają wszelkie możliwe zmysły i zapraszają do współpracy. Panie Umberto Eco! Żadne dzieło nie jest, moim zdaniem, tak bardzo otwarte, jak niemy film. Obraz czy rzeźba, a nawet książka, mogą istnieć i być sobą bez odbiorcy. Film niemy ożywa dopiero wtedy, gdy znajdzie się widz, który uruchomi wewnętrzny dialog. Dzieje się tak dlatego, że nieme kino nie jest milczące. Przypomina raczej kogoś z zakneblowanymi ustami, kto z gorączką w oczach próbuje przemówić. W nim aż kipi od niewyartykułowanych słów i niewyrażonych emocji. I właśnie dlatego, że treści tych nikt nie wcisnął w kuse i ciasnawe ubranka wyrazów i zdań, przemawiają one do każdego jego własnym, poruszającym językiem. Obcowanie z kinem niemym pozwala doświadczać szczególnej wolności i nieskrępowania w przeżyciu połączonych jednak z niezwykłym skupieniem i koncentracją w nadawaniu znaczeń i ich wyrażaniu. Dla dzieci stare kreskówki są wspaniałą szkołą uważnej komunikacji i empatii, budowania znaczeń na skrzyżowaniu obrazu i emocji. Ale starsi też mogą zażyć tej przyjemnej formy i to na poziomie bardziej odpowiadającym wiekowi niż kategoria „b.o.”.
