Siedemnaście lat temu, w samiutkie Walentynki, około dziesiątej rano, siedziała sobie Mama z malutką Joasią w poczekalni szpitala na Litewskiej. Czekałyśmy na przyjęcie nas na oddział dzienny onkologii, na kolejną dawkę chemii, która miała wygrać (i wygrała) z Joasi białaczką. Nagle zrobiło się zamieszanie i korytarzem obok przewieziono nosze z nieprzytomnym, na oko czternastoletnim, chłopcem. Mama ze ściśniętym sercem zerknęła na leżącą postać – miła buzia, ciemne kręcone włosy, staranne ubranie, najmodniejsze markowe sneakersy. Widać, że to chłopiec z tak zwanego „dobrego domu”, bardzo dobrego domu. Po nerwowym pośpiechu personelu można było odgadnąć, że sprawa jest naprawdę poważna. Po kilku minutach na izbie przyjęć nosze z chłopcem zostały biegiem wprowadzone do windy i zniknęły nam z oczu. Kiedy po chwili nadeszła nasza kolej, aby wejść do gabinetu w celu zmierzenia temperatury i wykonania innych wstępnych rutynowych czynności przed przejściem na oddział, Mama zauważyła, że znajomej dyżurnej pielęgniarce trzęsą się ze zdenerwowania ręce.
– Widziała pani tego chłopca? – zapytała Mamę drżącym głosem.
– Tak, widziałam go. Biedak, pewnie miał wypadek, prawda?
– Wypadek? Ten chłopiec zatruł się alkoholem. Wyobraża sobie to pani? Z samego rana pogotowie przywozi do nas dziecko tak pijane, że prawdopodobnie nie uda się go uratować!
Kiedy Mama pisze te słowa, czuje w gardle to samo ściskanie, co wtedy; wraca to samo niedowierzanie, ta sama – absurdalna w tej sytuacji – wściekłość; złość na tych, którzy doprowadzili tego chłopca do miejsca, z którego być może już nigdy nie wróci. Mama nie wie, co się z nim dalej stało – czy przeżył tę graniczną sytuację, czy zakończył swoją drogę, zaledwie na nią wstąpiwszy. Jednak dla Mamy to przeżycie stało się momentem zwrotnym w jej życiu. W głowie od tamtego dnia nieustannie tkwi podświetlone na czerwono pytanie: Jak to się stało, że dziecko z dobrego, zamożnego domu (uwierzcie Mamie na słowo, że nad postacią tego chłopca materializował się lśniący neon z napisem „Pieniądze, duuuże pieniądze” ) znalazło się w takiej sytuacji? Niezależnie od tego, czy chłopiec ten prowadził podwójne życie od jakiegoś czasu, czy był to jego pierwszy, nieszczęśliwy raz – co spowodowało, że pojawiła się w nim taka chęć ryzyka, bycia na krawędzi, zagrania na nosie nakazom i zakazom przez pokazanie światu (czyli rodzicom) swojej supermocy, swojej nieśmiertelności?
Mama widzi dwie fałszywe drogi; dwie wychowawcze pułapki, które mogą dziecko wprowadzić w ślepy zaułek, a w które tak często wpadamy jako rodzice.