Jedziemy przez małopolskie wioski, świeci letnie ciepłe słońce, wokół wyrastają coraz wyższe góry. Wreszcie docieramy do tabliczki Zubrzyca Górna, zaraz jesteśmy na miejscu. Ponieważ domu nie widać z drogi, na spotkanie wychodzi nam Benjamin, najmłodszy członek rodziny, i macha przy ulicy, żebyśmy nie przegapili zjazdu. Parkujemy na podjeździe, zaraz przy ulicy, potem całą rodziną przechodzimy przez mały mostek nad górskim strumyczkiem i jesteśmy w… zaczarowanym ogrodzie.
Ilona Nieciąg i Krzysztof Leksycki z zawodu są muzykami i nauczycielami muzyki, oboje grają na skrzypcach. Pracowali w różnych szkołach, obecnie uczą w szkole muzycznej w Krakowie, organizują festiwale, warsztaty muzyczne, grają koncerty. Wybór domu poza dużym miastem łączył się ze świadomą rezygnacją z grania w orkiestrze, która próby ma codziennie, w związku z tym wybrali grę na skrzypcach w mniejszych zespołach. Mają trójkę dzieci: ośmioletniego Benjamina, jedenastoletnią Bernadettę oraz trzynastoletnią Konstancję, które czwarty rok uczą się w domu.
Dlaczego mieszkają pod Babią Górą? Kiedy studiowali w Niemczech, ze względów ekonomicznych zawsze mieszkali pod miastem. Wtedy właśnie zapragnęli wiejskiego życia. Miało być 15 km od Krakowa – tak, żeby bez problemu dojeżdżać do miasta. Życie jednak szykuje nam często niespodzianki. Przeszukując ogłoszenia, Krzysztof znalazł informacje o domu na sprzedaż w górach i postanowił zabrać swoją żonę na niedzielną wycieczkę. Po drodze w samochodzie rozmawiali, że w sumie trochę bezsensowna ta wycieczka, bo i tak nie będą mieszkać aż tak daleko od Krakowa, ale kiedy dojechali na miejsce, ich plany bardzo szybko musiały się zmienić. Najpierw przeszli przez mały mostek nad górskim strumykiem, o którym zawsze marzył Krzysztof. Weszli do ogrodu, w którym rosła niekoszona od dwóch lat romantyczna łąka, przez okno ujrzeli piec kaflowy, o którym z kolei marzyła Ilona, a na piętrze znaleźli przygotowany chyba specjalnie dla nich fortepian. Odebrali to wszystko za znak, ponadto dom urzekł ich od pierwszego wejrzenia i postanowili tam zamieszkać. Drewnianą urokliwą chatę kupili 15 lat temu i kochają ją do dziś. Wnieśli do niej duszę swojej muzycznej rodziny.
Po zwiedzaniu domu i ogrodu przeszliśmy do tematu edukacji domowej. Przyznali, że przed tą formą nauczania bronili się długo, ponieważ wydawała im się zanadto czasochłonna i wymagająca ogromnego zaangażowania. Jednak rok, w którym wszystkie dzieci poszły do szkoły i przedszkoli, a oni zostawali sami w domu do południa, popołudniami wychodzili do pracy i nie widzieli się w ogóle z dziećmi, stał się przełomowy. W sobotę i niedzielę pomagali dzieciom przy odrabianiu zadań domowych i nie mogli zaplanować żadnych spotkań ze znajomymi ani wycieczek. Uznali, że wolą przejąć całą edukację dzieci i spędzać z nimi czas na nauce w tygodniu, a weekendy mieć uwolnione na rodzinne wyjazdy i budowanie relacji z przyjaciółmi oraz rodziną.
Drugim istotnym argumentem na rzecz edukacji domowej było to, że Konstancja w 4 klasie w ogóle nie umiała się uczyć. Szkoła nie pokazała jej, jak ma to robić samodzielnie, mimo że zawsze była pilną i chętną uczennicą. Ilona musiała pokazać jej, jak się ma uczyć sama, i postarała się zrobić to najlepiej, jak potrafiła, zgłębiała z nią różne sposoby zdobywania wiedzy.
Ku ich zaskoczeniu i wbrew wszelkim obawom edukacja domowa okazała się dla nich rozwiązaniem, którego podświadomie potrzebowali. Zaangażowanie dzieci faktycznie wymaga większego wkładu, ale umożliwia spędzanie wspólnie dużej ilości czasu. Mogą często brać dzieci na koncerty i zapraszać do odkrywania ich stylu życia, bogatego muzycznego świata. Dzieci chłoną atmosferę imprez muzycznych i nabierają swobody, mogąc uczestniczyć w świecie rodziców-muzyków. Ilona i Krzysztof czują, że jest to ich naturalna potrzeba i sposób na naukę budowania relacji. Ilona uświadomiła sobie już po kilku tygodniach, jak dużym obciążeniem była dla nich szkoła. Cała rodzina artystów wyraźnie poczuła wolność po podjęciu tej decyzji.
Największą obawą był brak wolnego czasu dla siebie. Czy faktycznie odczuwają to znacząco? Odczuwają zdecydowanie! Brak im wolnych przedpołudni, ale edukacja domowa jest wspaniałym czasem, który mogą spędzić z dziećmi. Świadomość, jak cenny jest to czas, dający doświadczenie mocnych relacji rodzinnych, faktyczną wiedzę i umiejętności, których dzieci nauczyły się od nich, pozwala pogodzić się z tą stratą. Podkreślają, że czas spędzony z dziećmi jest też trudem i wezwaniem do bycia konsekwentnym. Nieustannie towarzyszy im świadomość, że przejęli w pełni odpowiedzialność za edukację swoich ich dzieci. Ilona podkreśla: „Dla mnie edukacja domowa jest przede wszystkim edukacją skuteczną. Nie jestem w stanie robić kolejnego działu, jeśli wiem, że dziecko nie zrozumiało działu poprzedniego”. Edukacja domowa jest dla nich obojga polem do inwencji i kreatywności. Lubią wymyślać alternatywne sposoby uczenia się.
W pierwszym roku Ilona dużo pracowała z dziewczynkami, musiała nadrobić czytanie ze zrozumieniem, wyciąganie z tekstu najistotniejszych informacji. Konstancja na początku musiała się długo uczyć, między innymi czytania poleceń z matematyki, które sprawiały jej duży problem. Po doświadczeniu ze starszą córką rodzice postanowili powoli wdrażać Bernadettę w ten system już od samego początku. W drugim roku ED dziewczynki zdobyły umiejętności pozwalające na o wiele więcej samodzielnej pracy.