Jak reagujesz, kiedy dzieje się coś, co cię zastanawia, niepokoi lub ciekawi? Czy zadajesz pytania, dyskutujesz o tym z innymi? A może blokujesz się, przechodzisz nad tym do porządku dziennego i przyjmujesz to jako istniejącą rzeczywistość, z którą nie ma potrzeby dyskutować?
Jakiej postawy uczysz swoje dziecko? Kiedy twoim zdaniem będzie bezpieczniejsze w otoczeniu, w którym funkcjonuje na co dzień? Wtedy kiedy nie zadaje pytań, a tylko dostosowuje się do tego, co mówią dorośli lub rówieśnicy? Czy wtedy, gdy myśli samodzielnie, zastanawia się nad tym, co proponują inni, a w efekcie zadaje innym i sobie pytania, pozwalające podjąć decyzję?
Pewnego razu wybrałem się na kajaki, typowy kilkudniowy męski wyjazd z synami. Pomysł i zaproszenie wyszły od mojego kolegi, a cała ekipa składała się finalnie z trzech ojców i gromadki chłopców w różnym wieku. Na kajakach byłem już wielokrotnie, ale tę konkretną trasę miałem pokonać pierwszy raz, moi koledzy zaś byli tam już w poprzednich latach. Pewnego wieczoru, po przebyciu dość długiego, bo ponad dwudziestokilometrowego odcinka trasy, zatrzymaliśmy się na nocleg. Wszyscy czuli ogromne zmęczenie, ale miejsce było tak wspaniałe, że mobilizacja do rozkładania obozu była zaskakująco wysoka, nawet wśród młodzieży. Około godziny 21 wszystko mieliśmy gotowe. Zasiedliśmy do biwakowej kolacji. Piaszczysty klif, na którym się rozbiliśmy, był porośnięty sosnami, a widok z niego – wspaniały. Wprost z namiotu można było daleko sięgnąć wzrokiem i podziwiać rzekę przecinającą pola uprawne i pastwiska. Mając nieco więcej spokoju podczas posiłku, mogliśmy się rozglądać i chłonąć uroki okolicy. Wtedy zauważyliśmy burzową chmurę płynącą dokładnie na nasz klif. Jeszcze kilkadziesiąt minut wcześniej ledwie majaczyła na horyzoncie, zupełnie nas nie niepokojąc. Spojrzałem na moich kompanów, potem na naszych synów bawiących się na piaszczystym zboczu. Następnie rzuciłem okiem w górę, na wysokie sosny, pod którymi był nasz obóz. Padło na głos kilka niespiesznych spostrzeżeń o możliwym deszczu. Jednak z minuty na minutę stawało się dla mnie jasne, że czeka nas nawałnica lub przynajmniej solidna burza. Miałem chwilę zawahania, czy zacząć z kolegami poważną rozmowę o naszym położeniu. Zastanawiałem się, czy powinienem zadać na głos pytania ważne dla naszego bezpieczeństwa. Czy przypadkiem nie wyjdę na panikarza? W mojej głowie kłębiły się różne wątpliwości: przecież jestem najmłodszy pośród ojców biorących udział w wyprawie, a poza tym jestem na tej trasie pierwszy raz. Może przez moje pytania poczują się zlekceważeni? Może uznają, że nie doceniam ich doświadczenia lub rozsądku, jakim się kierują? Na koniec przypomniałem sobie różne medialne doniesienia, kiedy to mniej lub bardziej rozsądni ludzie byli uczestnikami katastrof i wypadków w górach lub na wodzie. Wyobraziłem sobie prezentera jutrzejszego wydania wiadomości, który z zatroskaną miną opowiada o namiotach przygniecionych sosnami, które nawałnica połamała niczym zapałki. Przerwałem rozmyślanie, wstałem i rozpocząłem rozmowę z pozostałymi. Zwerbalizowałem moje obawy, a koledzy podzielili się swoimi spostrzeżeniami i wątpliwościami. Wspólnie sprawdziliśmy możliwe opcje działania. Na mapie zlokalizowaliśmy pobliski ośrodek wypoczynkowy, który w razie naprawdę poważnej sytuacji mógłby udzielić nam schronienia. Zabezpieczyliśmy kajaki oraz sprzęt. Poprawiliśmy mocowania namiotów. Poleciliśmy chłopcom odwiązanie hamaków, a przy tym odpowiedzieliśmy na pytanie zawiedzionych dzieci „dlaczego dziś w nocy nie będzie spania w hamaku?”. Burza rozpoczęła się pół godziny później. Deszcz nie był intensywny, ale niepokoiły nas mocne podmuchy wiatru. Poczucie zagrożenia wzmagały błyskawice rozświetlające co chwilę wnętrza namiotów. Wtórowały im grzmoty, które nie dawały nam zasnąć. Burza trwała godzinę. Potem wszystko ucichło, napięcie z nas uszło i do rana spaliśmy już spokojnie. Ostatecznie wyszliśmy z tego bez szwanku, a sosny dalej stały dumnie na swoim klifie, nie licząc kilku drobniejszych gałęzi porozrzucanych to tu, to tam. Czy zatem to zadawanie pytań miało sens? Czy rozpoczynanie tematu miało jakiekolwiek znaczenie? Oczywiście, że tak! Wymieniliśmy się uwagami oraz swoim podejściem, przedyskutowaliśmy możliwe scenariusze. Uspokoiliśmy dzieci, które w momencie rozpoczęcia burzy nie były zaskoczone i zdezorientowane, bo czuły, że mamy sytuację pod kontrolą. Byliśmy gotowi na działanie awaryjne w razie realnego zagrożenia. Ostatecznie to dzięki pytaniom, jakie sobie postawiliśmy, mogliśmy świadomie podjąć właściwą decyzję. A przecież nie raz słyszy się o sytuacjach, gdy ktoś nie zadał odpowiednich pytań, ktoś nie zwrócił uwagi na niebezpieczeństwo lub nieodpowiednie zachowanie w danej sytuacji, co doprowadziło do opłakanych skutków.

@fengmolong