Czy jest jeszcze ktoś, kogo fascynuje fotografia? Chciałoby się zadać to pytanie w czasach bezmyślnego pstrykania. Każda osoba mająca telefon robi zdjęcia bezrefleksyjnie. Wielu z nas zasila pamięć, serwery, chmury niezliczonymi obrazami. Jeszcze dwadzieścia lat temu śmieszył nas widok Japończyków przyklejonych do aparatów fotograficznych podczas wycieczek. Dziś cały cywilizowany świat zachowuje się tak samo. Robimy zdjęcia zamiast obserwować, doświadczać i świadomie być w danej sytuacji. Z jednej strony obecne możliwości są bardzo atrakcyjne i pomocne. Łatwość w upamiętnianiu wydarzeń wchłonęła nas całkowicie. Z drugiej strony wyczuwa się symptomy nałogu i postawy FoMO (ang. Fear of missing out – ang.: lęk przed pominięciem). I choć utrwalanie codzienności telefonami nazywamy potocznie fotografowaniem, niewiele ma to z nią wspólnego.
Nazwa fotografia łączy dwa greckie słowa: photo – światło i grapho – piszę, rysuję. Tak więc fotografia to rysowanie światłem. To forma sztuki bardzo plastyczna i świadoma w swym wyrazie. W świetle istoty fotografii bezrefleksyjne cykanie fotek bardziej przypomina prowadzeniem zaśmieconego, ale i bujnego dziennika.