Fantazje buduje się z elementów pierwotnego świata,
ale prawdziwego rzemieślnika cechuje miłość,
wiedza i wyczucie tworzywa (…)
stworzenie Pegaza nobilitowało konie;
w Drzewach Słońca i Księżyca korzenie i kłącza,
kwiaty i owoce zyskały dowód swej chwały.
J.R.R. Tolkien
Zesłaliśmy baśnie do pokoi dziecinnych – skarży się J.R.R. Tolkien w swoim pięknym eseju dotyczącym baśni właśnie. Co więcej, wiedzę o nich ograniczamy do znajomości zbiorów braci Grimm oraz Hansa Christiana Andersena, czytanych małym dzieciom, a zatem zbyt wcześnie. Jak twierdzi autor O baśniach , w ten sposób używamy ich „niezgodnie z przeznaczeniem”: traktujemy je jak stare, zniszczone meble wstawione do dziecięcej bawialni. Tymczasem dobra baśń, przekonuje autor Hobbita , nie jest w swej istocie ani dedykowana dzieciom, ani bliższa im niż dorosłym: Dzieci jako klasa (a nie są one jednolitą grupą – jedyne, co mają wspólnego, to brak doświadczenia) ani nie lubią baśni bardziej niż dorośli, ani ich lepiej nie rozumieją – i wcale nie wolą ich bardziej od innych rzeczy. (…) Tak naprawdę baśnie smakują tylko niewielu dzieciom (i niektórym tylko dorosłym).
Czym zatem, według autora Hobbita , jest prawdziwa baśń oraz czy warto się w niej rozsmakować? W pierwszym rzędzie jest to dla niego opowieść, dzięki której możemy całkowicie zanurzyć się w innym świecie – w Krainie Czarów. Najwyższą sztuką jest tak stworzyć to miejsce, by czytelnik lub słuchacz miał autentyczne poczucie zaglądania w inną rzeczywistość, w świat całkowicie realny, ale i wyraźnie odrębny od naszego. Świat, w którym materia i budulec wzięte z naszej rzeczywistości, dzięki fantazji twórcy, stają się czymś innym, często cudowniejszym i lepszym. Tolkien podkreśla przy tym, że choć fantazja jest kluczowym narzędziem tworzenia dobrej baśni, to nie marzenia, wymysły ani czary są jej sednem. Choć historie o Krainie Czarów zaspokajają odwieczne pragnienia ludzi (zarówno te realne, jak i nie, chociażby o rozmowie ze zwierzętami), jak również dają pociechę, pozwalając oderwać się od tego, co ciężkie, to jednak ich pierwszym zadaniem jest coś innego. Podstawowym celem autora baśni, a zarazem podstawową wartością jego dzieła, powinna być opowieść o uniwersalnych problemach i wartościach, które – jako jedyne przedstawione w utworze elementy niedotknięte przez fantazję – stanowią szkielet świata wyobraźni.
Świat baśni powinien być zatem nie tylko ucieczką i pocieszeniem, lecz także impulsem, który sprawi, że na nowo spojrzymy na wszystko, co nas otacza. W Krainie Czarów najprostsze i dobrze znane rzeczy, zwierzęta czy zjawiska zyskują dzięki wyobraźni zupełnie nowy blask. Podróż do niej może w związku z tym pomóc nam odzyskać, jak chciałby Tolkien, „jasne spojrzenie”. Spojrzenie, które da nam zdolność do pokonywania przyzwyczajeń i bylejakości. Spojrzenie, dzięki któremu na nowo z zaciekawieniem i prostotą umieć będziemy patrzeć na, wydawałoby się tak dobrze już znany, świat.
Nie zdajemy sobie sprawy, jak dużo pięknych opowieści tracimy, zapominając o baśniach, gdy nasze dzieci wyrastają z wieku przedszkolnego.
Nie zdajemy sobie sprawy, jak dużo pięknych opowieści tracimy, zapominając o baśniach, gdy nasze dzieci wyrastają z wieku przedszkolnego. Wielu pisarzy, których znamy i cenimy jako autorów książek należących do niekwestionowanej klasyki dziecięcej, pisało również krótkie baśniowe formy. Chciałabym zaproponować cztery takie pozycje: Opowieści z Niebezpiecznego Królestwa J.R.R. Tolkiena, Księgę smoków Edith Nesbit, Szkołę czarów i inne opowieści Michaela Endego oraz Mały pokój z książkami Eleanor Farjeon. Większość historii w nich opowiedzianych to klasyczne baśnie (wedle kryteriów Tolkiena). Inne zaś to opowiadania i opowieści o zbliżonym charakterze. Łączy je krótka forma, często duża doza fantazji oraz przekaz wykraczający poza samą historię.
Opowieści z Niebezpiecznego Królestwa to zbiór zaledwie kilku dłuższych baśni, w tym jednej rymowanej. Czytając je, można zrozumieć twierdzenie Tolkiena, że przynajmniej niektóre baśnie kierowane powinny być raczej do dorosłych i starszych dzieci. Przykładem może być Liść, drzewo Niggle’a . Jest to poruszająca opowieść o niespełnieniu w tym świecie, który zabija w sobie wrażliwość na piękno, a goniąc za użytecznością, mądrość ma za głupstwo. Dopiero w innym świecie, z zaskoczeniem, tak twórca, jak i krytyk, odkrywają prawdziwą wartość swoich działań: Ty wymyśliłeś to wszystko Niggle? Nie myślałem, że jesteś taki mądry. Dlaczego mi nie powiedziałeś? Próbowałem – powiedział pasterz – to ty nie chciałeś patrzeć. W nieco lżejszej wersji wątek ten porusza Tolkien również w Kowalu z Przylesia Górnego.
Kolejna książka – Księga smoków – to rzeczywiście, jak wskazuje tytuł, w przeważającej części smocze baśnie. Niemniej są to opowieści zupełnie niestraszne i pełne stonowanego, charakterystycznego dla Nesbit humoru. Pełne księżniczek, królów oraz smoków wszelakiej wielkości i natury – odbierać je można jak historie opowiadane dzieciom na dobranoc. Potęgują to wrażenie komentarze i dopowiedzenia narratora, czasem skierowane do wszystkich, a czasem mrugające okiem jedynie do dorosłych. Same opowieści na pierwszy rzut oka wydawać się mogą jedynie lekkimi opowiastkami, jednak pod tą lekkością kryje się w większości z nich całkiem poważna treść lub myśl. Najpoważniejszym opowiadaniem jest Dokądkolwiekzechcesz, czyli skacząca piłka , a jednym z naszych ulubionych – Kogutukan, czyli ciocia-babcia Willoughby . W pierwszym dwoje dzieci twierdzących, że jeśli mogłyby być całkowicie szczęśliwe (czyli, jak to rozumieją, miałyby wszystko, czego pragną), to nie byłyby już więcej niegrzeczne, rzeczywiście zostaje przeniesionych do takiej krainy. Jedynym warunkiem jest to, że nie mogą się kłócić, bo wtedy wszystko stopniowo będzie zmieniać się z powrotem w zwykły świat… W Kogutukanie główna bohaterka, Matylda, trafia przypadkiem do królestwa, w którym nie ma nic pewnego i wszystko co i rusz zmienia swą postać za sprawą śmiechu pewnego ptaka – kogutukana. Dziewczynka postanawia pomóc dobremu, zrozpaczonemu królowi, który nigdy nie wie, jak będzie wyglądał jego kraj po następnym wybuchu śmiechu ptaka. Przy okazji ratuje z opresji wyjątkowo chudą i nieprzyjemną księżniczkę.
Najwyższą sztuką jest tak stworzyć to miejsce, by czytelnik lub słuchacz miał autentyczne poczucie zaglądania w inną rzeczywistość, w świat całkowicie realny, ale i wyraźnie odrębny od naszego.
Bardzo dużą dozę baśniowości i niezwykłych zdarzeń dostajemy – jak zwykle u tego autora – w książce Michaela Endego. Szkoła czarów … to zbiór bardzo różnorodny – łączący w sobie śmiech i trochę smutku, oraz pewną dozę dziecięcej złości i rozczarowań. Nie piętnując trudnych uczuć, autor odpowiada na nie z ciepłem i humorem, pokazując do czego czasem mogą prowadzić. Realizując zatem doskonale Tolkienowską wizję o jednej z ról baśni, pomaga spojrzeć na wszystko raz jeszcze, daje nadzieję na drugą szansę. W wielu historiach, wykorzystując zwierzęta lub baśniowe postaci, wyśmiewa ludzkie wady, a wskazuje zalety. Nie oszczędza zwłaszcza próżnych i aroganckich bohaterów, a docenia pokornych, pełnych prostoty i wytrwałości.
Największym zaskoczeniem była dla mnie książka, mniej znanej w Polsce autorki, Eleanor Farjeon. Mały pokój z książkami to zbiór prawie trzydziestu opowieści. Wiele z nich to klasyczne baśnie, pozostałe to pięknie napisane opowiadania – z baśniowym przesłaniem. Rozmaite pod względem długości, tematu i spraw, które opisują, nie pozostawiają nas obojętnymi – wszystkie pobudzają do namysłu. Pozostawiają również po sobie dobry ślad, myśl czy odczucie – „złoty pył”, o którym wspomina autorka we wstępie, opisując pokoik pełen książek znajdujący się niegdyś w jej rodzinnym domu: Ten pokój nie byłby sobą, gdyby w nim nie było kurzu i pyłu. Złotego pyłu gwiazd, pyłu kwiatów i paproci, pyłu, który padając na ziemię, łączy się z jej prochami i rodzi kwiaty. (…) Nic dziwnego, że gdy wymykałam się z Małego Pokoju z Książkami, kręciło mi się w głowie od złotego pyłu, że snuły mi się po niej srebrne pajęczyny. I nic dziwnego, że po latach, gdy sama zaczęłam pisać książki, mieszały się w nich rzeczywistość i marzenia.
Może jest głębszy sens w zwyczaju opowiadania baśni na dobranoc, kiedy wszyscy – a w szczególności dzieci – bardziej otwarci są na to, co niezwykłe, i na rozmowę? Może warto dbać o ten zwyczaj? Dzięki „złotemu pyłowi” i „jasnemu spojrzeniu”, które dostajemy dzięki karmieniu się dobrymi opowieściami, możemy poprzez szarą rzeczywistość dostrzec tchnienie czegoś Większego i Piękniejszego, odkrywać sens codzienności i nie odwrócić oczu, od tego, na co należy patrzeć.