Kiedy pożegnasz już Bajkę
Bajkę z dziecięcych lat
Zamkniesz za sobą furtkę
Zaczarowany świat
Świat Twoich zabaw, myśli i słów
Pierwszych radości i pięknych snów
Dzisiaj, gdy przymkniesz oczy
Na szarym pamięci tle
Pośród wyblakłych przeźroczy
Zobaczysz właśnie mnie
Jestem Twoją Bajką1
Czasem wystarczy mimochodem otworzyć książkę, którą nasze dziecko dostało na urodziny, ot tak, sięgnąć z ciekawości – by zupełnie niespodziewanie znaleźć się, jak przed parudziesięciu laty, w małym pokoju rodzinnego domu i tam, wyglądając zza wielkiej pierzyny, wsłuchując się w przejeżdżające nieopodal z gwizdem pociągi i trzymając w dziecięcych rączkach tę samą opowieść – z bijącym sercem chłonąć te same obrazy.
O podobne wzruszenia nie tak trudno w czasach, kiedy coraz więcej wydawnictw sięga po dawne, klasyczne utwory napisane dla dzieci przed laty, a także po towarzyszące im ilustracje. Przywołać można choćby serię „Mistrzowie Ilustracji” wydawnictwa Dwie Siostry, w której reedycji doczekały się kultowe książki publikowane w Polsce w latach 60., takie jak Malutka Czarownica ilustrowana przez Danutę Konwicką czy Babcia na jabłoni opracowana plastycznie przez Mirosława Pokorę. Ostatnio wydawnictwo Widnokrąg pokusiło się o wydanie na nowo kilku książek dla dzieci napisanych przez Stefana Themersona, a ilustrowanych przez jego żonę Franciszkę (znaną też z dowcipnych rysunków do wierszy Brzechwy), które oryginalnie ukazały się w Polsce w latach 30. (Poczta , Narodziny liter , Był gdzieś haj taki kraj).
Jednak prawdziwym hitem okazało się wznowienie przez Naszą Księgarnię serii znanej chyba każdemu dziecku PRL-u, wydawanej w Polsce już od początku lat 50. przez kolejne 40 lat! „Poczytaj mi mamo” – bo o tym cyklu mowa – to dla wielu wspomnienie charakterystycznego napisu otoczonego kolorowymi obrazkami. Czterolistna koniczyna, domek, rybka, gołąb i zajączek – to rodzaj logo zaprojektowanego przez Krystynę Michałowską, a zarazem grafika znajdująca się na tylnej okładce każdej części – wesoła i niebanalna, nic dziwnego, że tak silnie zapadła w pamięć. W okresie największej popularności te małe, kwadratowe książeczki były wydawane w liczbie 500 000 egzemplarzy! Za pomysłem stała idea, żeby były dostępne dla każdego, a więc niedrogie – stąd ekonomiczny format i papier. Mimo to publikowani byli najlepsi autorzy, w tym absolutni klasycy, jak Brzechwa, Tuwim czy Konopnicka. Za warstwę ilustracyjną odpowiedzialni byli wybitni plastycy, a wymienić można choćby Zbigniewa Rychlickiego, Elżbietę Gaudasińską czy Zdzisława Witwickiego.

W 2010 roku, kiedy na nowo ukazało się 10 części, zebranych w jednym tomie, z zachowaną dawną szatą graficzną, okazało się, że ani treść, ani forma wcale nie uległy przeterminowaniu. Co więcej – książki były rozchwytywane przez dorosłych, którzy chętnie wracali do utraconych tomików ze swojego dzieciństwa, bo te uruchamiały w nich całą masę nostalgicznych reminiscencji. A że wspomnienia często bazują na obrazach i wywołanym przez nie nastroju, mają swoje kolory i charakterystyczne postaci, a dopiero za nimi podążają słowa, nie sposób nie dostrzec siły oddziaływania i znaczenia warstwy plastycznej – ilustracji. I nie bez znaczenia wydaje się fakt, że okres od połowy lat 50. do 80. uważany jest za czas niezwykłego rozwoju zjawiska, które nazywamy dzisiaj Polską Szkołą Ilustracji (podobnie jak dumni jesteśmy z Polskiej Szkoły Plakatu).

Efekt był taki, że dla artystów plastyków praca przy książkach dla dzieci była bezpieczną przystanią, gdzie w dodatku mogli złapać wiatr talentu w żagle i popłynąć tam, gdzie ich poniosło. Dzieci natomiast, będąc niejako beneficjentami tego zjawiska – otrzymywały do rąk małe dzieła sztuki.