Dziewczynka w środku to ja, a kobiety to moje Mamy. Po prawej stronie zdjęcia Pierwsza Mama, po lewej Druga. Gdy powstało to zdjęcie, Druga Mama była jeszcze moją ciocią. Kilka lat później, dwa miesiące przed moimi piątymi urodzinami, Pierwsza Mama umarła. Zupełnie niespodziewanie.

Dobrze pamiętam swoją świadomość z tego czasu. Leżę w pokoju gościnnym na rozłożonej wersalce i płaczę tak, że poduszka pod moją głową jest cała mokra. Odwracam ją na drugą stronę, ale to nic nie daje. Nie wiem, gdzie jest moja młodsza siostra, nie wiem, gdzie jest tata. Widzę za to babcię, siedzi obok mnie na wersalce, ubrana na czarno, też płacze. Nie wiem, jak długo to wszystko trwa, ale pamiętam, że myślę, że już zawsze będę tak płakać i nigdy więcej się nie uśmiechnę.
Dzisiaj, trzydzieści dwa lata później, mogłabym powiedzieć tej zrozpaczonej dziewczynce, że nie miała racji. Że jeszcze będzie się śmiała każdego dnia, że będzie bardzo kochana i będzie kochać, że zostanie kiedyś mamą innej dziewczynki (a nawet dwóch dziewczynek i dwóch chłopców). Że będzie szczęśliwa, chociaż nie beztroska.
Nie wiem, czy mogłabym jej to powiedzieć, gdyby jakiś czas po śmierci Pierwszej Mamy ciocia nie stała się naszą Drugą Mamą. Tata przeprowadził nas przez tę sytuację najlepiej, jak potrafił. Widzę dziś, jak trudnemu zadaniu musiał stawić czoło i jak dobrze sobie poradził. Jednak nie udało mu się ocalić mojego poczucia bezpieczeństwa, które potrzebuje pewności, że najbliższe osoby zawsze będą przy nas. Pierwsza i tak ważna więź została zerwana. Od tego momentu lęk o ukochanych jest wiernym towarzyszem mojego życia. Druga Mama uratowała we mnie zdolność do miłości. Uzdrawiająca była już sama jej obecność, codzienna troska, możliwość obserwowania jej podczas zwyczajnych czynności. W kontakcie z nią kształtowały się moje wzorce bycia kobietą. Niektóre z nich przyjęłam (bardzo podobało mi się to, że się maluje, ładnie ubiera, farbuje włosy), inne odrzuciłam (opalanie się przy każdej nadarzającej się okazji, od pierwszych słonecznych dni wiosny). Spędziłyśmy mnóstwo wieczorów przy stole w kuchni
na rozmowach o przyjaźniach, miłościach, o dojrzewaniu, miesiączce i stanikach, często też nad matematyką, którą mi tłumaczyła. Druga Mama wprowadziła mnie w świat książek, na urodziny dostałam od niej cztery tomy Ani z Zielonego Wzgórza , trochę później Przeminęło z wiatrem , czytałam Annę Kareninę z jej półki. Razem oglądałyśmy filmowe adaptacje tych powieści. Literatura jest do dziś przestrzenią, w której się spotykamy – obie wpadamy w czytelnicze ciągi, podczas których zapomniałybyśmy o spaniu i jedzeniu, gdyby obowiązki się o nas nie upomniały.