Mamo, tak bardzo chciałabym już przystąpić do I Komunii Świętej – zamęczała mnie kilka lat temu nasza mała Helenka. Do „właściwego” wieku było jeszcze sporo czasu… – Dobrze, Helenko, to zaczniemy się przygotowywać… – odpowiedziałam. – Ale ja już jestem GOTOWA!
Miała rację, doskonale zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Znaliśmy to z doświadczenia naszych starszych dzieci. Tosia podczas adoracji, w której brali udział raczej dorośli, długi czas potrafiła siedzieć w kaplicy, kręcąc się w miejscu, rozglądając na boki, po prostu BYŁA! Była obecna. Ktoś z kapłanów zauważył wówczas, że Tosia jest już GOTOWA… Jak to? Ma zaledwie 6 lat… Tak, to ten czas! Wielkiej otwartości na sferę duchową. To czas budowania ołtarzyków, gromadzenia odpustowych pamiątek, prostych modlitw obejmujących cały świat.
Warto postarać się, by nie przegapić tego momentu, w którym pragnienie bliskości Boga i Jego obecności jest całkowicie naturalne. My, jako rodzice mamy tę niezwykłą możliwość, zdolność – nie bałabym się nawet powiedzieć – łaskę, aby patrząc na swoje dziecko, towarzysząc mu w jego wzrastaniu, odczytać ten właściwy moment. Nie ma on nic wspólnego z chęcią bądź często gwałtownie demonstrowaną niechęcią do uczestnictwa w niedzielnych Mszach Świętych lub innych religijnych obrzędach. Oddzielmy zwyczajną nudę, często wynikającą z niezrozumienia obrzędów, od duchowej gotowości i otwartości dziecka, której dostrzeżenie wymaga pochylenia się nad nim i zostawienia na boku naszego tradycyjnego podejścia do wyznawania wiary, które niestety często ogranicza się do egzekwowania u dzieci „bycia grzecznym”, bo co inni o nas powiedzą… Jako rodzice zaprośmy nas samych i nasze dzieci do głębszego przeżywania wiary, opartego na relacji, na poszukiwaniu sposobów, przełamywaniu schematów i wychodzeniu poza ogólnie przyjęty zakres działań… A przede wszystkim zdajmy sobie sprawę z faktu, że jako rodzice jesteśmy w pierwszej kolejności powołani do przekazywania wiary naszym dzieciom. Księża, katecheci, szkoła, wspólnoty i inne instytucje mogą stanowić dla nas jedynie wsparcie na tej drodze, ale nigdy nie powinni nas wyręczać! Ponadto jest jeszcze jedna wspaniała wiadomość dla wszystkich, którzy nie czują się na siłach, myślą, że nie mają odpowiedniej wiedzy i przygotowania, nigdy tego nie robili… Przekazywanie wiary jest najlepszym lekarstwem na wszelkie problemy i kryzysy z nią związane. Biskup Ryś mocno do tego zachęcał, mówiąc: Jeśli masz problem z wiarą, zacznij ją głosić! Może ktoś zapyta: „No dobrze, ale komu?”. My, rodzice nie powinniśmy mieć problemu z odpowiedzią: naszym własnym dzieciom!
Zauważmy, że choć Jezus apelował: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie”, to jednak nigdy bezpośrednio się do nich nie zwracał. Zawsze do dorosłych. W obecnych czasach często obserwujemy odwrotność podejścia Kościoła. Staliśmy się kościołem dla dzieci. My, dorośli często szukamy w Kościele miejsca nie dla siebie, lecz dla naszych dzieci. Tymczasem one patrzą na nas. Patrzą i chłoną. I kogo widzą? Czy widzą nas radosnych i autentycznych, czy raczej przytłumionych niemożnością wypełnienia wszystkich nakazów i smutnych z powodu szerzącego się wokół zła? Czy nasze dzieci mają szansę przyjęcia od nas tej niewyobrażalnej miłości i doświadczenia dobra, które jest podstawą naszego istnienia? Czy mamy odwagę pokazać im życie w nadziei i zaufaniu, czy raczej wlewamy w nie niepokoje i lęki? Dzieci i młodzi ludzie potrzebują świadków.
To wszystko, co dzieje się podczas budowania naszych relacji z dziećmi w tych najmłodszych latach, będzie miało ogromny wpływ na to, jak będą dojrzewać, wychodzić z domu, podejmować zadania i tworzyć więzi. To wszystko ma również wpływ na to, jak człowiek buduje swoją relację z Bogiem. I to jest nasze podstawowe zadanie jako rodziców. Pomóc dziecku dostrzec Boga jako Kogoś, Kto powołuje je do życia, po to tylko, żeby móc je kochać! Tak, żeby mieć „obiekt” do kochania. Na tym zaczyna się i kończy cała nasza wiara.
A my jako rodzice jesteśmy w pierwszej kolejności powołani do tego, aby przekazać to dzieciom. To bardzo proste. Wystarczy uwierzyć, że każdy z nas jest również przez Niego powołany do życia – w pierwszej kolejności po to, aby On mógł nas kochać.